Przeczytaj fragment książki
Dzikie i odludne miejsce
Fortezza niedaleko Bondeno, 1561
Lucrezia zajmuje swoje miejsce przy długim stole wypolerowanym do wodnistego połysku, zastawionym potrawami, odwróconymi kubkami i ozdobionym plecionym wieńcem z jodły. Jej mąż siada, ale nie jak zwykle przy drugim końcu stołu, lecz obok niej, wystarczająco blisko, by mogła oprzeć głowę na jego ramieniu, gdyby zapragnęła tak zrobić. Mąż rozkłada serwetkę, poprawia ułożenie noża i przysuwa do nich obojga świecę, a wtedy Lucrezia uświadamia sobie z osobliwą jasnością, jakby przed jej oczami postawiono jakieś kolorowe szkło albo może jakby je stamtąd zabrano, że on zamierza ją zabić.
Lucrezia ma szesnaście lat, jest mężatką od niespełna roku. Przez większość dnia była z mężem w podróży, korzystając z tej odrobiny światła, jaką oferuje ta pora roku: opuścili Ferrarę o świcie i pojechali konno do miejsca, w którym, jak jej zapowiedział, znajduje się domek myśliwski, daleko na północnym zachodzie prowincji.
Ale to nie jest domek myśliwski, miała ochotę powiedzieć, gdy dotarli do celu podróży: wysoka budowla z ciemnego kamienia oflankowana z jednej strony przez gęsty las, a z drugiej przez kręty meander rzeki Pad. Lucrezię korciło, żeby odwrócić się w siodle i spytać: Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Nie odezwała się jednak i pozwoliła, by jej klacz szła za nim po ścieżce, między pochyłymi drzewami, łukowatym mostem i na dziedziniec dziwacznej ufortyfikowanej budowli w kształcie gwiazdy, która już wtedy wydała jej się nienaturalnie wyludniona.
Odprowadzono konie, Lucrezia zdjęła przemoczoną pelerynę i kapelusz, a jej mąż obserwował to, stojąc plecami do blasku paleniska. Teraz zaś daje dłonią znak wiejskiej służbie czekającej w półmroku na obrzeżach sali, by podeszła i nałożyła im jedzenie, ukroiła chleba, nalała wina do kubków, i Lucrezii nagle przypominają się słowa bratowej, wypowiedziane ochrypłym szeptem: Winą obarczy ciebie.
Palce Lucrezii zaciskają się na brzegu talerza. Pewność, że on pragnie jej śmierci, jest jak żywa istota obok niej, jakby drapieżny ptak o ciemnych piórach przysiadł na podłokietniku jej krzesła.
To stąd ta ich nagła podroż do tak dzikiego i odludnego miejsca. Przywiózł ją tu, do tej kamiennej fortecy, żeby ją zamordować.
Zdumienie jakby wyszarpuje ją z ciała i Lucrezia omal nie wybucha śmiechem. Unosi się pod sklepionym sufitem, patrząc z góry na siebie i na niego, siedzących przy stole, jedzących rosół i solony chleb. Widzi, jak mąż przechyla się w jej stronę, jak opiera palce na jej nagim nadgarstku i coś mówi; patrzy, jak sama kiwa do niego głową, przełyka jedzenie, wypowiada jakieś słowa o podróży i ciekawych krajobrazach, które mijali po drodze, jakby wszystko było między nimi w porządku, jakby to była normalna kolacja, po której udadzą się na spoczynek.
Tak naprawdę, myśli Lucrezia, wciąż pod zimnym, pocącym się kamieniem sufitu w komnacie jadalnej, podróż była nudna, wiodła przez surowe i zamarznięte pola, niebo wydawało się tak ciężkie, jakby miało opaść wyczerpane na wierzchołki nagich drzew. Jej mąż narzucił tempo i kłusowali kilometr za kilometrem, podskakując w siodle, aż rozbolały ją plecy, a mokre pończochy boleśnie otarły jej nogi. Nawet w podszytych futerkiem wiewiórki rękawiczkach jej palce, ściskające wodze, zesztywniały z zimna, a końską grzywę wkrótce pokrył lód. Jej mąż jechał przodem, a z tyłu podążali dwaj strażnicy. Gdy miasto ustąpiło miejsca wsi, Lucrezia chciała spiąć konia ostrogami, wcisnąć pięty w jego boki i poczuć, jak jego kopyta fruną nad kamieniami i ziemią, przemykać szybko przez płaski krajobraz doliny, ale wiedziała, że nie wolno jej tego zrobić, że jej miejsce jest za mężem albo obok niego, jeśli ją tam zaprosi, ale nigdy z przodu, a zatem kłusowali i kłusowali.
Siedząc przy stole naprzeciw człowieka, który – jak zaczęła podejrzewać – niebawem ją zabije, Lucrezia żałuje, że tego nie zrobiła, że nie rozpędziła swojej klaczy do galopu. Żałuje, że nie przemknęła obok męża, śmiejąc się z urągającą konwencji radością, a jej włosy i peleryna nie załopotały za kopytami wzbijającymi błoto. Żałuje, że nie skierowała wodzy ku dalekim wzgórzom, gdzie mogłaby się zgubić wśród skalistych fałd i szczytów, tak by nigdy nie zdołał jej znaleźć.
Z łokciami opartymi po obu stronach talerza, mąż opowiada jej, jak będąc jeszcze dzieckiem, przyjeżdżał do tego domku myśliwskiego – uparł się, by tak go nazywać – jak ojciec zabierał go tu na polowania. Lucrezia słucha opowieści o tym, jak musiał strzelać z łuku do tarczy na drzewie, strzała za strzałą, aż krwawiły mu palce. Kiwa głową i w stosownych momentach wydaje współczujące pomruki, ale tak naprawdę ma ochotę spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: Wiem, co knujesz.
Czy byłby zaskoczony, zbity z tropu? Czy uważa ją za niewinną, nieobytą żonę, która dopiero co wyszła z komnaty dziecięcej? Ona to wszystko widzi. Widzi, że jej mąż ułożył ten plan bardzo starannie, bardzo pieczołowicie, odseparowując ją od innych, dopilnowując, żeby jej orszak został w Ferrarze, żeby była sama, żeby nie miała przy sobie nikogo z castello, żeby byli tylko on i ona, dwaj strażnicy stojący na zewnątrz i garstka wiejskich służących, którzy będą podawali do stołu.
Jak on zamierza to zrobić? Jakaś cząstka niej chciałaby go o to zapytać. Nóż w ciemnym korytarzu? Jego dłonie na jej gardle? Zepchnięcie z konia tak, by wyglądało to na wypadek? Lucrezia nie ma wątpliwości, że to wszystko mieściłoby się w jego repertuarze. Lepiej się przyłóż, poradziłaby mu, bo mój ojciec nie jest kimś, kto okaże pobłażliwość w sprawie zamordowania córki.
Lucrezia odstawia kubek, unosi głowę, zwraca oczy ku mężowi, Alfonsowi, księciu Ferrary, i zastanawia się, co teraz będzie.
Natychmiastowy bestseller Sunday Times, New York Times i Irish Times
Książka nominowana do prestiżowej nagrody w Wielkiej Brytanii Women’s Prize for Fiction 2023
Wybór klubu książkowego Reese Witherspoon (Grudzień 2022)
Książka roku 2022 według The Guardian i Literary Hub
Lucrezia ma szesnaście lat i od niespełna roku jest żoną księcia Ferrary.
Jest też pewna, że mąż chce ją zamordować.
Wyczuwa to w powietrzu, gdy pozuje do portretu, uwięziona pod warstwą gorsetów i jedwabi. Widzi to w oczach służących, gdy czeszą i układają jej płomiennorude włosy. Czuje to w brutalnym męskim uścisku w małżeńskim łożu. Zobaczyła już na własne oczy, że książę Alfonso zrobi wszystko, by osiągnąć każdy swój cel.
Jeszcze kilka miesięcy temu całe miasto świętowało jej zaślubiny, a ona cieszyła się swobodami, o jakich nie mogła marzyć w rodzinnym domu. Szybko orientuje się jednak, jaki jest warunek jej małżeńskiego szczęścia, a jeszcze szybciej – że nie będzie w stanie go spełnić.
Jej los wydaje się przesądzony.
Ale czy na pewno?