Nie wiesz, jak rozmawiać z córką o menstruacji?
Mam małą córkę. Kiedy powinnam zacząć uczyć ją o cyklu menstruacyjnym?
Nigdy nie jest za wcześnie, aby o tym porozmawiać. To brak rozmowy wysyła dziewczynkom sygnał, że jest to coś wstydliwego lub jest to temat tabu. Na przykład, jeśli twoja córka ma pięć lat i pyta o podpaski, tampony lub nawet tabletki antykoncepcyjne, które widzi w łazience, wyjaśnij jej, czym one są. Jeśli zapyta, dlaczego wycierasz krew, powiedz jej, że kiedy mama nie jest w ciąży, jej macica złuszcza błonę śluzową. Odpowiadaj na pytania, wtedy, kiedy się pojawią, dając do zrozumienia, że może z tobą rozmawiać o tym otwarcie. Możesz też stopniowo wprowadzać dodatkowe informacje, na przykład, gdy zauważysz zmiany w zapachu ciała córki, owłosieniu, piersiach czy narządach płciowych. Wykorzystuj zasoby, takie jak książki, filmy, a nawet media społecznościowe.
Tego typu rozmowy powinny być standardem w przypadku dziewcząt jak i chłopców. Moi synowie są zaznajomieni z schematami dna miednicy i sromu, które po prostu leżą w naszym domu, a kiedy pojawiają się pytania dotyczące ich lub mojego ciała, odpowiadam na nie, zamiast zamykać temat słowami „to nie jest odpowiedni temat”. Nie ma „idealnego” wieku ani momentu na rozmowę o menstruacji. Uchyl drzwi, tak aby twoje dzieci wiedziały, że mają swobodę, bezpieczeństwo i komfort, aby przyjść i zadać pytanie, kiedy będą tego potrzebować.
Przez 28 lat nie wiedziała, że ma endometriozę. Objawy były jasne.
Co miesiąc, gdy Leigh miała miesiączkę, odczuwała ból w podbrzuszu, biodrach i plecach. Cierpiała także na nadreaktywny pęcherz i budziła się w nocy dwa, trzy razy, żeby się załatwić. Jej srom piekł podczas oddawania moczu, a objaw ten nasilał się tuż przed owulacją. Wypróżnianie było bolesne, a przez cały miesiąc zmagała się na zmianę z biegunką i zaparciami. Seks był dla niej wręcz nie do zniesienia, dlatego często go unikała, zwłaszcza w dniach poprzedzających i następujących po menstruacji. Objawy te występowały co miesiąc, odkąd Leigh skończyła dwanaście lat i zaczęła miesiączkować, ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat znacząco się nasiliły, do tego stopnia, że musiała brać leki przeciwbólowe i w czasie miesiączki nie chodziła do pracy. Powiedziała o wszystkim swojemu lekarzowi rodzinnemu, który skierował ją do ginekologa. Tam przepisano jej ibuprofen i środki antykoncepcyjne. I tyle. Ból nie ustępował, a wręcz się nasilał. Przez lata Leigh odwiedziła aż jedenastu lekarzy z tymi samymi dolegliwościami. Ból i ograniczenia były jej codziennością przez 28 lat.
Ostatnio Leigh zaczęła współpracować z lekarzem specjalizującym się w leczeniu niepłodności. Ta część historii była dla niej najbardziej bolesna emocjonalnie. Przeżyła poronienie i od tamtej pory nie udało jej się ponownie zajść w ciążę. Przeprowadzono liczne badania krwi i zastosowano terapię hormonalną, po czym lekarz zdecydował się na operację jamy brzusznej, żeby sprawdzić, czy jest jakaś fizyczna przeszkoda w obrębie narządów rodnych uniemożliwiająca zajście w ciążę. W trakcie zabiegu lekarz odkrył zrosty, które skleiły pęcherz i jelita Leigh z macicą oraz innymi strukturami jamy miednicy. Zrosty były tak rozległe, że udało się usunąć jedynie niewielką ich część.
– Ma pani endometriozę – powiedział lekarz. – Nic więcej nie jestem w stanie zrobić.
Leigh przepisano hydrokodon, silny lek przeciwbólowy, i powiedziano, że za kilka miesięcy może spróbować zapłodnienia in vitro. Po kolejnych pięciu miesiącach Leigh trafiła na terapię dna miednicy.
Przeszła nieodwracalną operację ginekologiczną, a wystarczyła fizjoterapia. Kto zawinił?
Jedna z pacjentek, Nancy, przyjechała do mnie z Nowego Orleanu na terapię i pokonała ponad tysiąc kilometrów. Przez prawie dziesięć lat cierpiała z powodu silnego bólu pochwy i sromu. Ból zaczął się pewnej soboty po przejażdżce rowerowej z mężem. Nancy i jej mąż uwielbiali weekendowe, godzinne wycieczki rowerowe. Z czasem Nancy zaczęła odczuwać pieczenie na wargach sromowych za każdym razem, gdy jeździła na rowerze, a po przejażdżce nie mogła siedzieć przez resztę dnia. Ale kto chciałby zrezygnować z romantycznej wycieczki rowerowej z partnerem? Więc kontynuowała wycieczki. Po pewnym czasie ból warg sromowych stał się ciągły, a srom palił ją za każdym razem, gdy oddawała mocz. Nancy przestała nosić bieliznę, w ciągu dnia nosiła spódnice, a na noc zakładała koszule do spania. Nie mogła usiąść w pracy, więc przez cały dzień stała. Pojawiły się także bóle stóp i pleców. Przestała uprawiać seks, ponieważ samo dotykanie tego obszaru powodowało napięcie. Przestała jeździć na rowerze z mężem, ponieważ każdy ucisk na wargi sromowe wywoływał palący ból. Bardzo żałuję, że nie mogłam jej pomóc wcześniej.
Cierpienie Nancy trwało dalej. Przeszła wiele zabiegów, w tym antybiotykoterapię na możliwe infekcje (choć wyniki badań zawsze były negatywne), stosowała kremy znieczulające wargi sromowe, blokady nerwowe zmniejszające czucie w tej okolicy oraz botoks na rozluźnienie mięśni dna miednicy, który trochę pomagał, ale jedynie na kilka miesięcy. Nancy w końcu spotkała się z chirurgiem, który zalecił usunięcie warg sromowych. Zdesperowana poddała się operacji. Po zabiegu nadal nie mogła siedzieć, szwy swędziały, a podcieranie się po oddawaniu moczu i stolca było strasznie bolesne, więc starała się spryskiwać ten obszar wodą. Najgorsze było to, że po początkowym okresie rekonwalescencji ból warg sromowych wciąż nie ustępował. Gdy wróciła do chirurga i powiedziała, że nie odczuwa ulgi, usłyszała: „Usunęliśmy za mało tkanek. Musimy wykonać kolejny zabieg”. Nancy zgodziła się na kolejną operację, podczas której usunięto więcej tkanek, ale ból znów się nie zmniejszył.
Dopiero wtedy trafiła na fizjoterapię uroginekologiczną. I terapia pomogła. Nancy udało się zmniejszyć napięcie mięśni dna miednicy dzięki wewnętrznemu masażowi podczas terapii oraz stosowaniu masażera w domu. Codziennie wykonywała ćwiczenia rozciągające i techniki oddechowe na początku i końcu dnia oraz gdy ból nasilał się po długim siedzeniu. Korzystała z dilatorów dopochwowych, koncentrując się na delikatnym dotyku sromu i wejścia do pochwy, ucząc mózg, że dotyk nie musi oznaczać zagrożenia. Zaczęła znów nosić luźną bieliznę. Brała głębokie oddechy, gdy rozpoczynała oddawania moczu, co pomagało rozluźnić mięśnie dna miednicy i zmniejszało pieczenie przy oddawaniu moczu. Mogła dłużej siedzieć w pracy, korzystając z poduszki na krzesło. Ból pleców i stóp również się zmniejszył. Nie wróciła już do jazdy na rowerze ani do seksu, ale odzyskała chociaż część swojego życia i powróciła do zdrowia po niezwykle długiej drodze pełnej bólu i cierpienia.
Ćwiczyła te mięśnie. Urodziła w 3 minuty bez znieczulenia.
– Pozwól, że cię sprawdzę – powiedziała pielęgniarka. Rozchyliłam uda i po szybkim badaniu pielęgniarka oznajmiła: – Masz pełne rozwarcie. Dziecko nadchodzi!
Spojrzałam na męża stojącego przy zagłówku łóżka i pomyślałam: O rany, czy to się naprawdę dzieje?
Po trzech silnych skurczach i bardzo pomocnych wskazówkach pielęgniarki, jak oddychać, parłam trzy razy i urodził się mój syn. Minęły trzy minuty od przybycia do szpitala do narodzin mojego syna. Trzy minuty. Trzy parcia. Bez pęknięcia krocza.
Mój poród był chaotyczny, pełen zwrotów akcji – ale dzięki przygotowaniu mięśni dna miednicy, ostatecznie urodziłam bez znieczulenia, tak jak tego chciałam i do czego się przygotowywałam. Cała praca, którą włożyłam w przygotowanie mięśni dna miednicy – rozciąganie, ćwiczenia parcia i masaż krocza – zaowocowała brakiem pęknięcia krocza. Mięśnie dna miednicy mnie nie zawiodły, a ja urodziłam zdrowe dziecko. Czego więcej mogłaby chcieć świeżo upieczona mama?
Poród nie zawsze przebiega w ten sposób. Tak, przygotowałam się do niego. I miałam też trochę szczęścia. Poród jest trudny dla mięśni dna miednicy – a nasze mięśnie dna miednicy również mogą napotkać niespodziewane zwroty akcji. Podobnie jak w przypadku ciąży, poród jest skomplikowany i złożony. Istnieją aspekty, na które nie mamy wpływu – nawet jeśli przygotujemy się w odpowiedni sposób. Świadomość i akceptacja tego faktu to również część przygotowania.
Miała ochotę skrzyżować nogi i płakać. Ten ból nie jest normalny.
Gabby, 18-letnia studentka, zgłosiła się do mnie, ponieważ nie była w stanie włożyć tamponu do pochwy. Miała w planach wyjazd na ferie z przyjaciółmi za dwa miesiące. Nigdy wcześniej nie udało jej się użyć tamponu, stosowała tylko podpaski i obawiała się, co zrobi, jeśli dostanie miesiączkę podczas wycieczki na plażę. Pierwszy raz próbowała użyć tampon, gdy dostała okres w wieku czternastu lat. Czuła „jakby ostry pręt bijał się w jej pochwę”. Zniechęcona, porzuciła próby i używała podpasek, co jej odpowiadało, aż do momentu, kiedy zapragnęła mieć większą swobodę w przypadku miesiączki i wypadu na plażę z przyjaciółmi. Mimo wsparcia mamy i rozmów z terapeutką na temat lęku związanego z tamponami, nie była w stanie włożyć go bez bólu. Miała ochotę po prostu skrzyżować nogi i płakać.
Gabby doświadczała schorzenia zwanego waginizmem, czyli mimowolnego napięcia zewnętrznej części mięśni dna miednicy, które uniemożliwia wprowadzenie czegokolwiek do pochwy. (Objawy i leczenie waginizmu opiszę w rozdziale 6 dotyczącym seksu). Używanie tamponu nie powinno boleć. A jednak wiele kobiet zmaga się z tym problemem. Jeśli cierpisz z powodu napięcia mięśni dna miednicy lub schorzenia bólowego, takiego jak wulwodynia czy waginizm, używanie tamponu może pogłębiać ból i napięcie mięśni. Więc jeśli to dotyczy ciebie lub kogoś, kogo znasz, nie martw się i czytaj dalej.
Dyrektor szpitala nie zgodził się na edukowanie pacjentek.
Gdy pracowałam jako fizjoterapeutka uroginekologiczna w miejscowym szpitalu, odbyłam rozmowę z dyrektorem tej placówki, podczas której zaproponowałam, aby informacje o typowych problemach dna miednicy w ciąży oraz wskazówki profilaktyczne były częścią kursów przygotowujących do porodu. W szkole rodzenia przekazywano mnóstwo informacji o opiece nad dzieckiem, od zawijania w rożek po zmianę pieluch i ustalanie rytmu snu, ale nie było nic o tym, jak dbać o mamę (i jej mięśnie dna miednicy) podczas ciąży, porodu i po porodzie. Wczesna edukacja i interwencja mają ogromny wpływ na doświadczenia kobiet, jakość życia oraz stan dna miednicy. Kiedy wyjaśniłam to dyrektorowi szpitala, odpowiedział:
– Nie uważamy, żeby to było potrzebne. Kobiety w ciąży raczej nie mają takich problemów. Poza tym nie chcemy ich straszyć.
Nie chcemy ich straszyć.
Następnego dnia zrezygnowałam z pracy. I tak narodził się pomysł na tę książkę. Sposób myślenia dyrektora szpitala marginalizuje wpływ, jaki problemy dna miednicy mają na jakość życia kobiety i naraża ją na kolejne komplikacje.