Wieża oddycha. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości: ciało okrągłej górnej części anomalii topograficznej unosi się i opada w regularnym rytmie głęboko śpiącej osoby. Nikt nie wspomniał o tym w raportach. Nie jesteś na to przygotowana, ale jakże łatwo się aklimatyzujesz, jak łatwo się temu poddajesz. Już teraz wyobrażasz sobie schodzenie, choć jakaś część ciebie się unosi, wzbija się w powietrze, żeby spojrzeć z góry na głupotę tej decyzji.

Czy kiedy będziesz w środku, to coś się obudzi?

Właz prowadzący w ciemność przypomina raczej paszczę niż wejście. Najbliższe zarośla są jakby odepchnięte, sprasowane w nieregularny okrąg, jakby nieobecny teraz wąż owinął się kiedyś wokół włazu w obronnym geście. Schody układają się w grymas wykrzywionych zębów, wydostające się ze środka powietrze pachnie duszną zgnilizną.

– Nie mogę tam zejść – mówi Whitby tonem tak ostatecznym, jakby myślał, że po zejściu w głąb wieży przestanie być sobą.

Zagłębienia jego twarzy, nawet w żywym świetle końca lata, nadają mu wygląd człowieka nękanego wspomnieniami, których jeszcze nie zgromadził.

– W takim razie zejdę sama – proponujesz.

Do gardzieli bestii. Inni to robili – rzadko, bo rzadko – i wrócili, więc dlaczego nie miałabyś zejść? W masce tlenowej, tak dla bezpieczeństwa.

W każdym twoim ruchu czają się otępiała panika i tłumiona powściągliwość, które później wyjdą ciałem i kośćmi. Choć od tej chwili upłyną miesiące, będziesz się budziła obolała i posiniaczona, jakby twoje ciało nie potrafiło zapomnieć tego, co się wydarzyło, i tylko w ten sposób mogło dać wyraz traumie.

W środku jest inaczej niż opisywano we fragmentarycznych raportach przynoszonych przez inne ekspedycje. Żywa tkanka pełznąca po ścianie jest niemal bierna, słabe ruchy kosmków tworzących słowa są tak powolne, że przez chwilę bierzesz to wszystko za martwicę. Poza tym słowa nie mają jaskrawego zielonego koloru, o którym czytałaś w raportach – są intensywnie niebieskie, lekko przypominają barwą płomień kuchenki. Przychodzi ci do głowy słowo „uśpienie”, a wraz z nim szalona nadzieja: że wszystko poniżej okaże się bezwładne, normalne, nawet jeśli będzie się mieściło jedynie gdzieś obok zewnętrznej granicy znaczenia słowa „normalność”.

Trzymasz się środka, nie dotykasz ścian, starasz się nie zwracać uwagi na drżący oddech wieży. Nie czytasz słów, gdyż od dawna uważasz je za rodzaj pułapki, sposób odwrócenia uwagi… a mimo to masz wrażenie, że to, co spowoduje dezorientację i zamęt, leży poniżej i właśnie decyduje, czy się ukazać, czy pozostać niewidoczne – za zakrętem, za horyzontem i za każdym nowym pustym skrawkiem, za każdym łukiem schodów oświetlonych błękitnymi płomieniami martwych słów, idąc ku nieznanemu, które ci umyka, jesteś coraz bardziej spięta, choć nie ma tam niczego do zobaczenia. Piekło tego wszystkiego jest zarazem piekłem niczego, czujesz się przez nie tak, jakbyś ponownie przeżywała wszystkie chwile swojego życia w Southern Reach – schodzisz bez powodu, po nic, żeby niczego nie znaleźć. Nie ma odpowiedzi, nie ma rozwiązania, nie widać końca. Słowa na ścianie nie robią się świeższe, lecz ciemnieją, zdają się gasnąć, kiedy się do nich zbliżasz… aż w końcu dostrzegasz światło daleko, daleko niżej – tak daleko, że wygląda jak rozżarzony kwiat, który za sprawą jakiejś czarodziejskiej sztuczki unosi się jednocześnie także tuż przed twoim nosem, wywołując złudzenie, że mogłabyś wyciągnąć rękę i go dotknąć, jeśli tylko znajdziesz dość odwagi, żeby to zrobić.

Nie to jednak sprawia, że uginają się pod tobą nogi i krew gwałtownie napływa ci do mózgu.

Pod ścianą po lewej stronie siedzi jakaś postać wpatrzona w dół.

Postać z pochyloną głową, odwrócona do ciebie plecami.

Po twojej głowie pod maską przechodzą ciarki, jakby w skórę gładko i bezboleśnie wchodził milion zimnych igieł tak subtelnych, tak niewidzialnych, że możesz udawać, iż po prostu robi ci się gorąco. Po bokach nosa i wokół oczu czujesz napięcie, ciche i miękkie wnikanie igieł w poduszeczkę do szpilek, powrót czegoś, co zawsze powinno tam być.

AFIRMACJA

TO HISTORIA POCZĄTKU STREFY X. I HISTORIA JEJ KOŃCA.

Kiedy latarnik Saul pojawia się na Zapomnianym Wybrzeżu, nie wie, że niedługo wydarzy się tam coś, co zmieni wszystko. Jest pierwszą ofiarą Strefy X. To od niego się zaczęło.

Był tam, gdy nie istniała jeszcze podziemna wieża. Żadnych żywych słów na murze. Żadnych wypraw. Latarnia morska była tylko latarnią. Ale nie na długo.

Strefa zmieniła Saula, jak każdego, kto jej dotknął. Ekspedycje, które ją badały, wracały z niej tylko na pozór. Bo Strefy X nie da się opuścić całkowicie. Ona zostaje w człowieku jak pasożyt.

Czy spojrzysz w oczy temu, co w niej pozostawiłeś?

Jakie są granice mocy Strefy X? I czemu wybrała dla siebie ten świat?

Kto pyta, otrzyma odpowiedź. Ale ta odpowiedź zmieni go na zawsze.

SERIA SOUTHERN REACH